Marka Ania Kruk

N

ie jestem specjalistą od biżuterii, ale jako obserwator wydarzeń w mediach społecznościowych nie mogłem nie zauważyć sporej aktywności nowej marki rodem z Poznania: Ani Kruk.

Ona i jej brat, Wojciech Kruk jr, są twórcami i liderami firmy, która wyrasta z rodzinnej tradycji, ale żegluje w stronę całkowicie innego odbiorcy. Pana Wojciecha Kruka, człowieka-legendę w swojej branży, niegdyś senatora, znam od kilku lat i to najpierw jego zapytałem o kierunek ekspansji młodych Kruków. Z elegancją – odesłał mnie do dzieci.

– To już całkiem inne pokolenie, inny sposób myślenia o biznesie – powiedział podczas jednego z naszych spotkań. – Mają więcej przestrzeni i mniej kompleksów, silną konkurencję, ale też sporo odwagi, kontaktów, wiedzy. Pomagam im trochę, ale to Wojtek-junior i Ania są prawdziwymi kołami napędowymi tej marki…

Gdzie widać młode pokolenie rodziny Kruków? Ano, poza galeriami handlowymi widać głównie w sieci. To jedna z tych polskich marek, które bardzo aktywnie starają się wykorzystywać Pinterest i Instagram. Poza własnym sklepem internetowym, funkcjonalnym serwisem i blogiem, firma Ania Kruk prowadzi dialog z klientami przede wszystkim na Facebooku. I o to właśnie, o strategię aktywności w mediach społecznościowych, zapytałem główną projektantkę marki, dyrektorkę kreatywną w firmie Ania Kruk – Anię Kruk.

Oto zapis naszej internetowej rozmowy.

Marka Ania Kruk postrzegana na rynku jest jako kontynuacja rodzinnej tradycji, choć Pani sama deklaruje, że tworzy ją nieco na opak rodzinnym doświadczeniom. To forma przekornej komunikacji czy celowo obrana strategia? Nazwisko pomaga czy przeszkadza tworzyć całkiem nową markę?

– Nasze nazwisko, rozpoznawalność, którą latami budowaliśmy, historia i wartości, które sobą reprezentuje są wyjątkowe w skali Polski. Złotnicze tradycje w mojej rodzinie sięgają połowy XIX wieku, a nazwisko Kruk wzbudza zaufanie. Takich rzeczy się nie przekreśla. Budując firmę Ania Kruk  korzystamy przecież z doświadczenia, wiedzy i kontaktów zbieranych przez lata. To jest ta baza.

Do tego dokładamy nasz pomysł na markę biżuterii: chcemy, żeby była młoda, świeża, autentyczna i oryginalna. Ania Kruk to emocje, kolory i dobra zabawa. Zabawa stylem, biżuterią, materiałem. To marka, która powstaje z pasji, ponieważ chcemy robić fajną biżuterię i mamy odpowiednią wiedzę i zaplecze, żeby nasze pomysły realizować. Nie powstała na podstawie chłodnych kalkulacji czy sztucznie budowanego szumu marketingowego.

Wychodzę z założenia, że rynek proponuje nam tak wiele różnych produktów, bardzo do siebie podobnych jakościowo, że jedyny sposób, żeby się wyróżnić, to być sobą. Nigdy nie będziemy lepszą marką w klimacie surferskim od autentycznych surferów z Kalifornii. Ale drugiej Ani Kruk, młodej polskiej projektantki, córki Wojciecha Kruka, twórcy W. Kruka – nie ma i nie będzie.

Rozumiem, że czasem przy tworzeniu marki, jeśli nie ma ciekawej historii, która jej towarzyszy, marketing służy do tego, by ją wymyślić. My nie musimy się do tego uciekać: stawiamy na autentyczność, na pokazanie fajnych ludzi, którzy robią fajne rzeczy. Którzy wzbudzają zaufanie i zainteresowanie – bo są już częściowo znajomi. To przecież „młode Kruki”. Chcę, żeby ludzie wiedzieli kto to wymyślił, jak to powstało i dlaczego. Żeby nie kupowali produktu z anonimową metką, tylko żeby czuli, że to ma duszę, historię.

Dość intensywnie korzysta Pani z mediów społecznościowych, zwłaszcza z Facebooka i Pinterest. Jakie to ma znaczenie dla sprzedaży? Buduje wizerunek, promuje markę, czy przekłada się bezpośrednio na wyniki handlowe? Które z mediów jest Pani bliższe, daje więcej możliwości?

– Internet jest niesamowitym narzędziem. Zrewolucjonizował sposób prowadzenia firmy, ponieważ przede wszystkim umożliwił komunikację z klientem na innych płaszczyznach niż tylko w butiku, sklepie. Mówiąc komunikację, mam na myśli wymianę informacji, a nie jednostronny komunikat. Media społecznościowe, blogi to są miejsca gdzie wchodzimy w DIALOG z odbiorcą. Opowiadamy o naszej marce, pokazujemy produkty – i ludzie na to reagują. Piszą, komentują, „lajkują” wybrane posty. To jest dla nas szalenie istotne. Nawiązać bezpośrednią relację z odbiorcą, zaprzyjaźnić się z nim – bo nasza marka właśnie taka ma być: fajna, przystępna, bez zadęcia.

Używam mediów społecznościowych do różnych celów. Facebook jest bardzo istotny ze względu na swoja popularność. Oprócz budowania wizerunku marki, przekazywania wartości, które marka sobą reprezentuje, służy przede wszystkim do szybkiej komunikacji, do „bycia na bieżąco” z nowymi kolekcjami, wydarzeniami, publikacjami.

Pinterest, Instagram oraz blog firmowy (to.my.aniakruk.pl) to już trochę inna bajka. To są płaszczyzny, gdzie komunikat wychodzi nie tyle od samej marki Ania Kruk, ale bezpośrednio ode mnie: Ani Kruk, dyrektor kreatywnej marki Ania Kruk. To są rzeczy przekazywane moimi oczami, pisane moim językiem.

Na Pinterest oprócz naszej biżuterii są też moje rysunki. Są tam moje inspiracje modowe, wnętrzarskie, ulubione ilustracje, fotografie. Na Instagramie można zajrzeć do mojego świata, podejrzeć jak wygląda moja praca, ale i życie. Najbardziej zaniedbany z tego wszystkiego jest, niestety, blog, a to z powodu braku czasu, czego bardzo żałuję.

I znów: prowadzę te działania nie dlatego, że wykalkulowałam sobie, że „tak trzeba”. Ja po prostu lubię te wszystkie webowe tematy, dużo na ten temat czytam, uczę się, szukam. Żyję internetem. Fascynuje mnie łatwość komunikacji, to, że mogę śledzić prace młodej ilustratorki z Nowej Zelandii, mailować z graficzką z Brazylii. Prowadziłam takie działania już wcześniej, jako niezależny projektant – teraz wykorzystuję je do prowadzenia firmy. Co wpisuje się w nasz pomysł na markę, sprawia, że jestem bardziej autentyczna jako dyrektor kreatywna marki.

Waszą obecność, mimo krótkiego stażu rynkowego, widać już w kilku galeriach handlowych. Co jest priorytetem – sprzedaż w butikach  handlowych czy sklep internetowy? Co zdecydowało o wyborze takich kanałów sprzedaży?

– Biżuteria to branża, w której bardzo ważne są emocje, bezpośredni kontakt z produktem. Nawet najpiękniejsze zdjęcie nie zastąpi wzięcia bransoletki do rąk, dotknięcia materiału, przymierzenia. Często argumentem jest również cena – nie chcemy kupować drogich rzeczy przez internet, „na ślepo”.

Dlatego priorytetem są butiki. Nasza marka na tle innych z tej branży wydaje się mieć większy potencjał do sprzedaży online – ceny naszych produktów są przystępne, a nasze klientki to często młode dziewczyny, przyzwyczajone do zakupów przez internet. A poza tym, jak już wspomniałam, internet to mój „konik” dlatego ciągle analizuję i ulepszam nasz butik online. Dla mnie strona www to bardzo ważny kanał komunikacji i sprzedaży.

Jest Pani osobą świetnie zorientowaną w branży, uczestniczy w wielu ważnych dla niej światowych wydarzeniach. Jak na tle Europy i świata wygląda polski design jubilerski? 

– W Polsce jest pewna dwubiegunowość. Z jednej strony mamy kilka dużych marek jubilerskich z klasyczną biżuterią, a z drugiej – butiki i galerie autorskie, gdzie wzornictwo jest bardziej odważne, zaskakujące, ale z kolei ceny często bardzo wysokie. Brakuje czegoś pomiędzy. Wydaje się, że Polacy mało sobie ufają, wolą kupić coś, co ktoś im zarekomendował – albo poprzez autorytet marki, albo dlatego, że jest „modne” – stąd fenomen młodych marek biżuterii, których powstaje w tej chwili mnóstwo, które oferują właściwie tylko jeden produkt. Parę lat temu była to sznurkowa bransoletka z grawerowana zawieszką, teraz są to kamienie naturalne na gumce.

Powstaje niewiele projektów, które mają na celu stworzenie całej marki biżuterii, która chce na stałe zagościć na rynku i w świadomości odbiorców.

Dla mnie, ale też szerzej – dla marki Ania Kruk, największym wyzwaniem i co za tym idzie: źródłem największej satysfakcji, jest samo tworzenie. Na wielu płaszczyznach. Od projektowania biżuterii, przez tworzenie całej oprawy graficznej, koncepcji sesji fotograficznych, a skończywszy na wszystkich działaniach internetowych związanych z marką, pisaniem i opowiadaniem. Ciągła analiza: co można by zrobić lepiej? Nasza praca nie polega tylko na dobieraniu ładnych kolorów rzemienia na następny sezon, ale też na zaprojektowaniu całego procesu produkcji w taki sposób, by bransoletka mogła kosztować w sklepie 80, a nie 200 złotych. Dlatego szukamy niestandardowych materiałów, próbujemy różnych technologii, cały czas ulepszamy sam proces produkcji. Nie chcemy projektować eksponatów do galerii – chcemy, żeby dziewczyny do nas wpadały, przechodząc, niejako przy okazji, i wychodziły z bransoletką. A przy tym czuły, że ta bransoletka jest wyjątkowa – bo kupiły ją właśnie u Ani Kruk.

Dziękuję za rozmowę.

 

Fot. Mat. Prasowe Ania Kruk

Udostępnij: