Kalendarz Szalonych i Młodych

C

zy to nie jest czas, żebyśmy płynnie przeszli do „Listów do Muszelki”? To, moim zdaniem, jedna z najbardziej wartościowych części Kalendarza, przepiękny opis wielkiej miłości na odległość. Kusi mnie, żeby zapytać… Sam to napisałeś…?

– No proszę cię! To była jedna z moich z najbardziej sympatycznych przygód w całej korespondencji tej dekady. Ale żeby się nią zająć tak, jak na to zasługuje, powinniśmy zerknąć za kulisy Kalendarza. Technicznie to wyglądało tak, że byłem stałym odbiorcą listów, ale ich natężenie zmieniało się wraz z cyklem wydawniczym. Najwięcej kontaktów następowało po publikacji najnowszego KSM, pierwszy wysyp, od września, trwał zwykle trzy miesiące, w styczniu przychodziło już dużo mniej listów, a kolejna wysoka fala następowała późną wiosną, kiedy trwały już prace nad następną edycją. Żeby dostać się do Kalendarza, który miał swój debiut w sierpniu, należało przesłać swój list najpóźniej do końca kwietnia. Cykl wydawniczy sprawiał, że wszystkie listy nadesłane później znajdowały swoje miejsce dopiero w edycji na kolejny rok.

Udostępnij:
Reading time: 6 min