KSM: LISTY DO MUSZELKI
C
zy to nie jest czas, żebyśmy płynnie przeszli do „Listów do Muszelki”? To, moim zdaniem, jedna z najbardziej wartościowych części Kalendarza, przepiękny opis wielkiej miłości na odległość. Kusi mnie, żeby zapytać… Sam to napisałeś…?
– No proszę cię! To była jedna z moich z najbardziej sympatycznych przygód w całej korespondencji tej dekady. Ale żeby się nią zająć tak, jak na to zasługuje, powinniśmy zerknąć za kulisy Kalendarza. Technicznie to wyglądało tak, że byłem stałym odbiorcą listów, ale ich natężenie zmieniało się wraz z cyklem wydawniczym. Najwięcej kontaktów następowało po publikacji najnowszego KSM, pierwszy wysyp, od września, trwał zwykle trzy miesiące, w styczniu przychodziło już dużo mniej listów, a kolejna wysoka fala następowała późną wiosną, kiedy trwały już prace nad następną edycją. Żeby dostać się do Kalendarza, który miał swój debiut w sierpniu, należało przesłać swój list najpóźniej do końca kwietnia. Cykl wydawniczy sprawiał, że wszystkie listy nadesłane później znajdowały swoje miejsce dopiero w edycji na kolejny rok.
W pewnym momencie zacząłem otrzymywać już nie tylko pojedyncze listy, ale całe dzienniki, pisane na przestrzeni dwóch-trzech lat. Wiele z nich zdążyło się zdezaktualizować i zdarzyło się kilka razy, że dziewczyny-autorki dzienników prosiły mnie o wstrzymanie publikacji, ponieważ w tym czasie ich życie zmieniło się o 180 stopni, pojawił się nowy chłopak, zniknęły stare problemy i rozterki. Kilku najbardziej uzdolnionym osobom zleciłem więc pisanie swoich pamiętników do kolejnego wydania Kalendarza, chcąc, by były możliwie najbardziej aktualne i nawiązywały do wydarzeń z bliskiej przeszłości. Niektóre z tych tekstów rzeczywiście trafiły na łamy, inne nie wytrzymywały próby czasu i jakości.
Ale tuż przed rokiem szkolnym 1997/98 zdarzył się cud – otrzymałem równolegle trzy znakomite pamiętniki, które nie tylko pasowały klimatem do Kalendarza, ale dodatkowo świetnie się nawzajem uzupełniały. Zrobiłem z nich wspólny codziennik, pisany przez Agatę, Beatę i Cezara (imiona zostały zmienione na prośbę autorów), umieszczany niemal każdego dnia. Losy tej trójki – z różnych miast, środowisk, osób o różnej wrażliwości – śledziła wielka grupa fanów. A w ślad za nimi pojawiały się kolejne formy pamiętnikarskie, wśród nich wyjątkowy dziennik Oli z Zabrza, który zaczął się od wyjątkowo niefortunnego spotkania z mamą Artura, jej chłopaka:
Niezwykła ze mnie szczęściara, planowałam zrobić na mamie Artka jak najlepsze wrażenie, a tu… taka wpadka… Jego mama weszła do pokoju akurat wtedy, kiedy się całowaliśmy. Szczegół dość istotny: światło było zgaszone, a ja leżałam na nim…
Fajne były te jej teksty, bo lakoniczne, wesołe, pisane z dużą dozą autoironii, bezpretensjonalne, poświęcone zwykłym sprawom. To się podobało…
Kocham naszego woźnego, kocham sadzenie drzewek, kocham błoto i ciężkie łopaty, kocham wszystko, co sprawiło, że nie miałam dzisiaj lekcji. Wolna – już o 12:00 – odwiedziłam Moją Miłość. Była tak zdziwiona, że oczy rozszerzyła jak dwa talerzyki. Gębuli rozdziawić nie zdążyła, bo mu ją zatkałam buziakiem.
I w takiej atmosferze pojawiła się Muszelka, czyli miłość w czystej postaci. Najtrudniejsza, bo na odległość.
Od kogo otrzymałeś te listy?
– Listy do Muszelki otrzymałem… od Muszelki. Znam jej prawdziwe imię, na użytek Kalendarza i tej rozmowy przyjąłem, że Muszelka naprawdę była Jadwigą, choć w domu mówili na nią Jagoda, i mieszkała w Jastarni. Muszelką była dla swojego chłopaka, Michała – imię także zostało zmienione – mieszkańca Sanoka.
Daleko mieli do siebie.
– Sprawdziłem. Ponad 13 godzin jazdy pociągiem lub dziesięć godzin samochodem. 821 kilometrów. Uczący się w średniej szkole Michał przemierzał ten dystans przynajmniej raz w każdym miesiącu, przez cztery lata. Był nauczycielskim dzieckiem, Muszelka to z kolei córka dwojga właścicieli niewielkiego pensjonatu. Poznali się w Jastarni w czasie wakacji. To ona była czytelniczką KSM, Michał dołączył do naszego grona w klasie maturalnej, rok przed ostatnim wydaniem Kalendarza. (…)
Dlaczego ich historia tak cię urzekła? Bo mnie się spodobała wrażliwość Michała, świetny styl ciepło, które emanowało z tych listów, czułość, nadopiekuńczość i poświęcenie.
– Ja byłem pod wrażeniem cierpliwości ich obojga. Kiedy kochasz kogoś na odległość, siłą rzeczy żyjesz w rzeczywistości, której druga strona nie ogarnia. Masz swoich kolegów, koleżanki, jakieś prywatki, spotkania… Ktoś ci się podoba, ktoś cię złości, może jesteś obiektem czyichś westchnień? Do zdrady, gdy kocha się na odległość, jest bliziuteńko. Przecież ona tego nie sprawdzi… Czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal… Przecież się nie wyda… Więcej jest pokus, więcej możliwości, nie widzisz czyjegoś cierpienia, możesz mieć dwie dziewczyny lub dwóch chłopaków równolegle.
A oni byli sobie wierni?
– Rozmawiałem o tym z Michałem i wiem, że tak. Ale o tych rozmowach później, bo los Muszelki i Michała ciekawy jest głównie przez pryzmat jego listów. Dostałem je, jak już wiesz, od Muszelki, za zgodą jej chłopaka, choć nie razu taką oczywistą. Odbiła je na ksero, zasłoniła najbardziej drażliwe miejsca, w których Michał odnosił się do ich wspólnych znajomych, zapakowała do koperty i… zrobiła na mnie tymi listami olbrzymie wrażenie. Poprosiłem ją jeszcze o pisemną zgodę Michała, dostałem od niego przemiły list i nie mogłem doczekać się publikacji.
Tak to się zaczęło…
Muszelko Moja,
Każ mi się obudzić, każ mi wstać, otworzyć oczy i powiedzieć, że to tylko sen, że to wszystko zdarzyło się gdzieś pod poduszką, kiedy spałem – zdyszany wakacjami, zabłąkany na morskich piaskach, schowany w nie-rzeczywistości, za mgłą. Każ mi uwierzyć, że jesteś Zjawiskiem, a nie Istotą Żywą. Że byłaś snem, że Cię nie ma, że żyjesz tylko w mojej wyobraźni.
Każ mi w to uwierzyć, bo zwariuję: ja – tu, a Ty – tam, miliony kilometrów ode mnie, bez szans na codzienne widzenie, bez szansy na spotkania, na dotyk dłoni, bez szans na miłość, którą można karmić bez pośredników, bez oglądania się na listonosza, bez opamiętania.
Bez szans?
Każ mi się obudzić: wolałbym wierzyć, że wakacje z Tobą nigdy się nie zdarzyły, że nas nie było, a ja tylko śniłem. To piękny sen, rzeczywistość jest bardziej okrutna. Oddaleni od siebie – czy mamy szansę? Muszelko Moja, wierzysz w to, że możemy się kochać na odległość, że możemy trwać?
Później były tygodnie pełne listów, rozmów na odległość, telefonów, które nie chciały ucichnąć. (…)
Zostaw komentarz