MARKETING MIEJSC – WIEJSKI I KOŚCIELNY

Wieś podlaska

P

odlaski Przełom Bugu to jeden z najpiękniejszych obszarów Polski. Zwiedziwszy wczoraj jego południową część, od Siemiatycz po Janów Podlaski, Pratulin i Łęgi, dojeżdżając terenowymi drogami aż do Terespola, stwierdziłem, że znam już tajemnicę światowego sukcesu marketingu miejsc w polskim wydaniu.

My po prostu wszystko, co mamy najcenniejsze, chcemy ukryć przed wzrokiem przybyszów. Im bardziej chowamy nasze skarby, tym wartościowszych turyści dokonują odkryć i tym mocniej je chwalą. Stąd już prosta droga do sedna sukcesu: żaden turysta nie jest w stanie odtworzyć drogi którą przebył. Wszyscy jadą na żywioł i albo odkryją nieznane uroki Podlasia, albo wracają z niczym.

Są miejsca, które nie muszą się już przechwalać, że istnieją. Drohiczyn jest jednym z takich miejsc. Są kościoły i sanktuaria, które w sensie promocyjnym nie robią nic wielkiego, a jednak odwiedzają je tysiące pielgrzymów. I są gminy, biedne jak mysz kościelna, które pozostaną biedne, ponieważ w żaden sposób nie radzą sobie z marketingiem własnych zasobów. Nikt, dokładnie nikt nie pomaga im i nie jest w stanie dopomóc. Dlaczego?

Bug jest rzeką niezwykłą, miejscami przecudną. Już wiele lat temu – Piotr Franaszek odpowiadający wówczas za promocję w Urzędzie Marszałkowskim w Lublinie może potwierdzić – ukułem hasło: Bug mi świadkiem, tu jest pięknie! Pięć lat temu zachwyciłem się tamtejszymi przełomami rzeki, okolicą, ludźmi, miejscami – narzekając na kompletny brak promocji – i dziś mogę te narzekania wyłącznie powtórzyć.

Marketing miejsc prowadzą wyłącznie instytucje kościelne. Cerkiew prawosławna i kościół rzymskokatolicki. Nie ma sposobu, by ominąć ich obiekty. Strzałki, tablice informacyjne (gdy są potrzebne), parkingi, oznakowania,  ławki, jest niemal wszystko.

I spróbuj znaleźć publiczną drogę nad rzekę. Lokalne muzeum. Miejscowe zabytki. Punkt widokowy. Spróbuj dotrzeć w miejsca, które nad Bugiem turysta zwyczajnie powinien zobaczyć, bo są wyjątkowe… Spróbuj dowiedzieć się czegoś więcej niż mówi ci reklama sklepu spożywczego lub ciuchlandu.

Żeremia bobrów w rejonie Kostomłotów i sam dojazd nad Bug – urokliwe miejsce w tej okolicy – odkryłem nadzwyczajnym przypadkiem. Zejście nad rzekę w Kodniu przyprawia o mdłości: jest kładka nad brudnym i zarośniętym rozlewiskiem, za nim stary, rozpadający się barak, dalej park, w którym nie można znaleźć nawet śladu ścieżki, ławki czy tablicy informacyjnej, a później pełna uroku rzeka. Można z tej rzeki, z tego miejsca uczynić magnes, który przyciąga każdego przybysza – można, ale po co?

Lokalne sanktuarium ma to wszystko, gminna wieś nie ma nic.

Marketing miejsc na terenach wiejskich leży i płacze z żalu nad straconymi korzyściami. Widziałem wczoraj dziesiątki szans na rozwój turystyki i tyleż atrakcyjnych punktów, które doskonale nadawałyby się do promocji. Od starej architektury, wiejskich zabudowań – chat, stodół, kapliczek, oczek wodnych otoczonych pełnymi uroku wierzbami, aż po brzegi Bugu. Nic i nikt do nich nie prowadzi. Nie ma tablic, kierunkowskazów, punktów informacji turystycznej. Nic. Aż się prosi o interwencję, o wsparcie, o pomysł, o jakieś działania!

Dojechałem do Sobiboru, myśląc – może choć tam… Albo jednak jestem turystycznym idiotą, któremu dwa przejazdy tą samą drogą nie wystarczają, albo tam po prostu tak jest: na drodze nr 816 w stronę muzeum prowadzą dwa małe kierunkowskazy i tyle tego marketingu. Pomijam atrakcje okolicznego parku krajobrazowego, bagna sobiborskie, wielkie przestrzenie leśne, bo one nie mają niemal żadnych wskazań, ale żeby w ten sposób traktować jeden z historycznych, patriotyczno-martyrologicznych symboli?

Nie ma znaczenia, czy jesteś gościem województwa lubelskiego czy podlaskiego, marketing miejsc nad Bugiem, które mogłyby cieszyć oko każdego turysty, nie istnieje. Bug mi świadkiem, jest kiepsko. Tylko kościoły wiedzą, jak zachęcać do odwiedzin. Gminy, organizacje turystyczne, instytucje państwowe, samorządowe – mimo dostępu do milionowych funduszy z Unii Europejskiej – nie mają w tej konkurencji nic do powiedzenia. Smutne.

Idę o zakład, że w dwa lata po zajęciu się tym regionem przez profesjonalistów od marketingu miejsc,
w regionie co najmniej podwaja się liczba turystów i przychody z ich obsługi.

Udostępnij: