J

est jakaś olbrzymia doza hipokryzji w reklamach nawołujących do przeznaczania jednego procenta podatku na cele charytatywne. Pewna jego część – domyślam się, że wcale niemała – w żaden sposób nie ma prawa trafić do najbardziej potrzebujących.

Każdy, kto zna ceny emisji reklam w mediach elektronicznych, nawet po mocnych upustach, wie, że pochłaniają milionowe budżety. Marketing nieszczęść przestał odpowiadać na elementarną potrzebę pozyskania wiedzy, a stał się elementem gry rynkowej wartościującym moją daninę.

Co jest w modzie tej wiosny? Co będzie lepsze? Jeśli dam swój procent na bladolice dziecko z białaczką czy gdy przekażę go dziewczynce z hospicjum, która przypomina, że to już jej ostatnie dni? Która z reklam mocniej zachęci – chorób kręgosłupa czy stwardnienia rozsianego? Kto bardziej działa na emocje – dziecko na wózku czy dziecko w szpitalnym łóżku? Na co dać: na pieska o smutnych oczach, na fokę, na smutne czarnoskóre dzieciątko czy na ogoloną główkę, na misia i dzieci w śpiączce czy może na bytomski hokej? A może wybrać aktora, który powiada: Pomagam?

Najpierw zamierzałem tu wkleić linki do kilku najczęściej pokazywanych reklam, do animacji komputerowych i grafiki prasowo-ulotkowej, ale to nie ma sensu. Za dużo tego, za bardzo wciska się w naszą świadomość każdym kanałem masowej komunikacji.

Marketing nieszczęść stał się cholernie ważną gałęzią przemysłu reklamowego: potęguje emocje i potęguje budżety.

Że emocje to świetnie, że budżety – to już grubszy problem. Nie chcę zasilać z mojej kasy kreatywnych dyrektorów, copywriterów, grafików, dyrektorów artystycznych, producentów telewizyjnych, mediaplanerów i strategów kampanii marketingowych. Chcę zasilać całością swojej daniny tych, którzy jednego procenta potrzebują najbardziej. Bez reklamowej nachalności, bez umizgów – kto zrobi na wizji bardziej smutną minkę. 

Albo poproszę o zmianę ustawy podatkowej: dodatkowy 1 procent podatku na agencje reklamowe oraz koszty własne organizacji pożytku publicznego. Wtedy będzie fair.

 

Fot.  S. Hermann & F. Richter z Pixabay 

Udostępnij: